sobota, 18 czerwca 2011

Equilibrium- równowaga w przyszłości?

Zastanawialiście się kiedyś jak wyglądałby świat pozbawiony uczuć? Czy wizja Orwellowskiego obrazu społeczeństwa Wielkiego Brata, z wybitnej powieści „Rok 1984”, ma realne odzwierciedlenie we współczesnym wieku? Kurt Wimmer proponuje nam taką wizję w filmie „Equilibrium”. Choć oglądając mamy wrażenie swoistego deja vu odnoszącego się do „Matrixa”, to jednak warto zanurzyć się w świat utopii. Utopii gdzie rząd pociąga za sznurki.
Niedaleka przyszłość, miasteczko Libria i tajemniczy środek chemiczny pozbawiający mieszkańców wszelkich uczuć, smaku czy nawet zmysłu estetyki. Świat pozbawiony dzieł sztuki, literatury, miłości oraz zwykłych więzi międzyludzkich. Codziennie każdy obywatel musi zażyć lek o nazwie prozium. Jego cudowne działanie to odczulanie. Rząd wszelkimi metodami kontroluje ludzi, a każdego, kto uchyla się od nakazu wstrzykiwania środka z miejsca likwiduje. Kleryk John Preston (Christian Bale) jest specjalnie wyszkoloną jednostką do przeprowadzania takich właśnie egzekucji. Szereg sytuacji oraz spotkanie z kobietą, należącą do buntowników, zmienia jego postawę. W tajemnicy przed rządem staje się jednym z jego wrogów. Porzuca służbę dla reżimu, odstawia prozium i zaczyna poświęcać się dla ratowania ludzi. Staje się członkiem podziemia lecz działa w konspiracji. Wszystkie swoje umiejętności i talent obraca przeciwko złu. Balansuje na krawędzi przymusu i wolności. Czy uda mu się przywrócić ład? Przekonajcie się sami…


Ciekawy i odważny pomysł Kurta Wimmera, opierający się na dziełach literackich, czyni „Equlibrium” czymś zupełnie nowym. Chociaż sceny akcji można porównać do tych z „Matrixa”,
to i tak mamy wrażenie, że reżyser zrobił wszystko aby jego wizja była daleka od Wachowskiego.
Wimmer ukazuje w wysublimowany sposób człowieczeństwo i emocje. Przestrzega nas przed erą,
w której przestaną liczyć się uczucia, a władza spocznie w rękach osób zdesperowanych i mogących przekroczyć wszelkie granice praw człowieka. Film zmusza nas do refleksji, ale podczas oglądania trzyma w napięciu i szokuje. Świetne zdjęcia, utrzymanie minimalizmu oraz barwy oddające
w idealny sposób świat nijaki, bez uczuć. Również muzyka do filmu zrobi na odbiorcy duże wrażenie, idealnie dobrane dźwięki potęgują obraz.
Jeśli chcecie porównać waszą wizję zrównoważonego świata w niedalekiej przyszłości, to „Equilibrium” stanowić będzie idealny wzór.
 M.R.

czwartek, 9 czerwca 2011

Cast Away. Nieszczęśliwa miłość part. 3

Miałam pisać na temat filmu 500 dni miłości/(500) Days of Summer, lecz do te pory jeszcze go nie obejrzałam. Postanowiłam go podmienić. Cast Away: Poza Światem.

Chuck Noland (Tom Hanks). FedEx (firma kurierska). Nieustanne podróże. To praktycznie całe jego życie. W między czasie znajduje czas dla swojej narzeczonej, Kelly Frears (Helen Hunt). Kochają się, chcą się pobrać. Wszystko się zmienia podczas jednego, grudniowego wieczoru.
Beztroska kolacja z rodziną. Śmiechy, rozmowy, czas spędzony z narzeczoną. Telefon. Chuck musi odbyć nocny lot kurierski. Praca jest dla niego bardzo ważna, każda sekunda to pieniądz i zaufanie klientów. Nie rezygnuje z podróży, musi lecieć. W samochodzie przed lotniskiem wymienia ostatnie uściski z narzeczona, daje jej prezenty. Kelly po kolei je rozpakowuje, a na jej twarzy maluje się uczucie niedowierzania. Nie ma pierścionka! Są babuszki, ręczniczki. A Chuck już zmierza do samolotu. W ostatnim momencie wraca i wręcza jej coś jeszcze.
Wsiada do samolotu. Lecą. Nad Pacyfikiem szaleje burza. Chuck co chwila sprawdza zegarek, który dostał od ukochanej. Z jej zdjęciem w środku. Silnie turbulencje. Żywioł nie daje za wygraną i samolot ląduje w morzu. Nolan pociąga za sznureczek pontonu i rozwija go. Traci przytomność.
Budzą go fale morskie rozbijające się o brzeg i wschodzące słońce. Otwiera oczy. Wstaje. Postanawia przemierzyć wyspę, na której wylądował, lecz ta okazuje się bezludna. Chuck pozbawiony jakichkolwiek podstawowych środków do życia, walczy o przetrwanie niczym Robinson Crusoe. Przy życiu trzyma go jedynie zdjęcie Kelly.
Niesamowita opowieść o wytrzymałości czlowieka. O chęci życia, aby tylko znowu zobaczyć ukochaną osobę. Film warto obejrzeć dla wspaniałej gry aktorskiej Toma Hanksa oraz cudownej sceny na końcu z pocałunkiem w deszczu. Polecam także muzykę. Do dzisiaj, kiedy ją słyszę, mam "gęsią skórkę" ;).
Reżyser, Robert Zemeckis, po 6 latach od nakręcenia "Forresta Gumpa" po raz kolejny wykonał kawał dobrej roboty.

Patrycja Małko

 

piątek, 3 czerwca 2011

"You sold your soul to the devil when you put on your first pair of Jimmy Choos!"



Odtłuszczone mleko, drakońska dieta, rozmiar zero. Dwunastocentymetrowe szpilki, spodnie opinające biodra w taki sposób, że ledwo oddychasz. Imię i nazwisko? Wykształcenie? Nieważne. Jimmy Choo, Prada, Chanel, Dolce&Gabbana, nieskazitelnie białe apaszki od Hermesa. Od dzisiaj lookbook staje się Twoją biblią. Na śniadanie żywisz się najświeższymi nowinkami ze świata mody. Kolory, wzory, fikuśne dodatki spędzają Ci sen z powiek.  Frank O’hara Jim Carroll,Henry David Thoreau? Kogo to obchodzi, co oni napisali, skoro czerwień stała się nową czernią a szary- fioletem. Do takiego świata została wmanewrowana, z własnej nieprzymuszonej woli Andy (Anne Hathaway). Film pt. „Diabeł Ubiera się U Prady”, poza ukazaniem fantastycznych strojów, butów i dodatków, przedstawia  nam od kuchni  sposób funkcjonowania jednego z największych magazynów mody na świecie. Mimo zmiany nazw, już po kilkunastu minutach trwania filmu, możemy zorientować się, że Miranda Priestly, to postać autentyczna- Anna Wintour. Najbardziej wymagająca i surowa dyktatorka w świecie mody, posiadająca szczątki uczuć, ukryte pod kamienną twarzą. 



Kobieta z piekła rodem postanawia zatrudnić dziewczynę z prowincji w prestiżowym, nowojorskim magazynie mody. Początkowo Andy traktuje swoją nową pracę z przymrużeniem oka. Ze swoimi przekonaniami i wartościami wkracza codziennie w światek show biznesu w staroświeckich ubraniach i płaskich butach. Nie wie kto to Chanel, nie potrafi napisać Dolce&Gabbana, ale nie wprawia to Andy w zły nastrój. Wydaje jej się, że jest ponad tymi wszystkim absurdalnymi sprawami związanymi z ubiorem. Jednak czy aby na pewno? Każdego dnia wszyscy pracownicy powtarzają jej niczym mantrę, że „Milion dziewczyn oddałoby życie za tę posadę”. Pochłonięta w wir pracy nie zdaje sobie sprawy, kiedy traci kilkanaście kilogramów. Cebulowe bajgle na śniadanie to już przeszłość. Poranek rozpoczyna skrupulatnie dobierając dodatki do nowych ubrań. Potykając się o własne nogi w niebotycznych szpilkach wypełnia zadania swojej szefowej. By ułatwić sobie pracę zaczyna kłamać i oszukiwać. Odstawia na dalszy plan swoich przyjaciół i… idee, którym była wierna. Łudząc się, że poświęcając się pracy, bramy do zawodu felietonistki w New York Times zostaną dla niej otwarte. Zachłyśnięta światem mody staje się pionkiem Mirandy. Czy w porę otworzy oczy i zrozumie, że praca to nie wszystko? Czy powróci do swego dawnego systemu wartości, a może pozostanie fashion victims, którymi niegdyś gardziła?



pOtwinowska.

wtorek, 3 maja 2011

Motyw ucieczki

Czy kiedykolwiek po wyjściu z kina mieliście w głowie milion pretensji do samego siebie, ale również jedno podstawowe pytanie - "dlaczego wybrałem ten film?!"

U większości odpowiedź będzie brzmiała "TAK". I dlatego chcę Was przestrzec. Przestrzec przed dziełem Johna Reque'a i Gleena Ficarra. Przestrzec przed filmem I Love You Phillip Morris!

 
Historia jest skomplikowana. Wszystko zaczyna się gdy Steven przyznaje się przed rodziną do swojej homoseksualnej natury. Jego życie zaczyna nabierać tempa. Miłość, oszustwa, pieniądze, rodzina, więzienie, miłość, oszustwa, rodzina, więzienie... Tak w dużym skrócie wygląda jego życie. Gdzie w tym wszystkim motyw ucieczki? Znaleźć go bardzo prosto - w powtarzających się ucieczkach (ale nie sposobach ich) z więzienia.

Długo zastanawiałam się jak ocenić produkcję, żeby nikt nie był pokrzywdzony. Jednak starania poszły na marne i niestety mogę powiedzieć tylko tyle - film jest... STRASZNY!!! I nie chodzi tu zupełnie o to, że opowiada o historii dwóch homoseksualistów. Cała otoczka życia Stevena i jego partnera jest przesadnie wyjaskrawiona. Ich zachowania, ciuchy, miny, gesty, dialogi. To wszystko samo w sobie wydaje się sztuczne i momentami naprawdę źle się to ogląda.

Jeśli chodzi o grę aktorską. Osobiście po obejrzeniu tego filmu można zacząć się bać Jima Careey'a. Przerażający uśmiech, obsceniczne stroje, pewność siebie w bliższych relacjach tworzą mieszankę wybuchową.
Odnośnie Ewana McGregora. Gra on cichego, spokojnego i bezbronnego romantyka, który czeka na mężczyznę zapewniąjacego dobrobyt i bezpieczeństwo. Konfrontacja McGregora z taką rolą jest eksperymentem udanym. Aktor wczuł się i męstwo wsadził w kieszeń.




Film polecam do obejrzenia wyłącznie ze względu na grę aktorską, ponieważ role te nie było proste do odegrania. Carrey i McGregor podołali zadaniu, choć od całej reszty można by wymagać nieco więcej.

Karolina Kwiatkowska

środa, 27 kwietnia 2011

Nieszczęśliwa miłość, part 2.

Pora na kolejny film, który kończy się inaczej niż większość produkcji o miłości.  
Chłopaki mojego życia. W roli głównej Drew Barrymore jako Beverly (50 pierwszych randek, Stosunki międzymiastowe) oraz Steve Zahn jako Ray (Twarda laska, Małolaty u taty). Film tym bardziej interesujący, gdyż oparty na autobiograficznej opowieści pisarki Beverly D'Onoforio.

Każdy z nas ma w życiu problemy. Szkoła, dom, przyjaciele... tak też jest w przypadku Beverly. Młoda i zdolna dziewczyna popada jednak w większe tarapaty. Na jednej z imprez zachodzi w ciążę z Rayem. Nie jest to nic takiego, gdyby nie fakt, że Beverly ma 15 lat, a przyszły tata - 18. Rodzice młodej mamy nie są zachwyceni (którzy by byli?). Ray oświadcza się Beverly i teraz wydawałoby się, że czas na szczęśliwe zakończenie. Początkowo zaczyna się nieźle. Własny dom z dala od rodziców. Później sytuacja zmienia się, ale na gorsze.  Pojawiają się uzależnienia, kłopoty z wychowaniem dziecka, odpowiedzialnością, pieniędzmi, pracą. Dorosłe życie okazuje się być pasmem porażek, zamiast być usłane różami. Bohaterkę zaczyna przytłaczać szara codzienność i coraz większe problemy. Wielkie marzenia o podróży do Nowego Jorku i zostaniu znaną pisarką, wydawałoby się, że zostają zaprzepaszczone. Beverly nie wie, że to dopiero początek.
Jak mówił Forrest Gump: "Życie jest jak pudełko czekoladek - nigdy nie wiesz, co Ci się trafi". Te słowa pasują idealnie do losów Beverly. Epizody z jej życia sprawiają, że wielu może się z bohaterką identyfikować. Tak samo przeżywa wzloty i upadki, stara się być dobrą żoną i mamą. I chociaż ma z tym problemy, nie rezygnuje z marzeń, nadal chce odmienić swój los.
Zachęcam do obejrzenia. Świetny scenariusz, wspaniała gra aktorów. To nie kolejne łzawe romansidło, lecz łzawy obyczaj (łzy lecą jak grochy, chociaż widzę go 55 raz). Tym, którzy wolą czytanie, polecam książkę pod tym samym tytułem. Na pewno nie będzie to strata czasu!



Patrycja Małko

Któż z nas nie jest wariatem?

Motyw szaleństwa jest jednym z najpopularniejszych motywów, poruszanych w filmach i książkach. Jak inaczej można wyjaśnić okrutne, seryjne morderstwa? Jak wyjaśnić zbrodnie, które popełnione, nie dają żadnych korzyści?
   Spośród wielu filmów, w których ten oto motyw króluje, wybrałam 5, które szczerze polecam amatorom dobrych, trzymających w napięciu thrillerów, jak i ludziom, którzy od filmu wymagają czegoś więcej, niż bezmyślnego utonięcia w morzu krwi wraz z głównymi bohaterami.

1. "Czerwony Smok" - prequel losów znanego z "Milczenia Owiec" (które tez polecam), wspaniałego psychiatry dr Hannibala Lectera. Najsławniejszy kanibal dwudziestego wieku pomaga w ujęciu tajemniczego mordercy.

http://www.youtube.com/watch?v=CfhOX33V8dI

Świetny i straszny zarazem Anthony Hopkins i blond włosy Edward Norton w rolach głównych.

2. "Siedem" - thriller w reżyserii David'a Finchera, który pomimo świetnych filmów z charakterystyczną atmosferą grozy i czającego się zła, nadal nie otrzymał Oscara. Kolejny morderca, kolejne ofiary a wszystkie popełniły jeden z 7 grzechów głównych.

3. " Piękny umysł" - choć nie jest to thriller a dramat, motyw szaleństwa jest w nim głównym motywem. Genialna rola Russell'a Crowe'a.




Skoro jesteśmy już przy dramatach:

4. "Lot nad kukułczym gniazdem" - tego filmu chyba nie trzeba przedstawiać miłośnikom kina jak i miłośnikom samego Jack'a Nicholson'a. Film, w którym zaciera się granica pomiędzy byciem normalnym a byciem wariatem.
http://www.youtube.com/watch?v=NN1cCviBXmY&feature=related

5. "Lśnienie" - znów Jack Nicholson na krawędzi szaleństwa, tym razem filmie na podstawie książki "króla horroru" Stephen'a Kinga, który uwielbiał ten motyw szaleństwa wykorzystywać w swoich powieściach.

Być może wybierzecie, którąś z tych pozycji na swój wieczór filmowy. Zapewniam, ze po obejrzeniu którejkolwiek z tych propozycji, długo nie będziecie mogli się otrząsnąć. Więc Enjoy! ;-)


Aleksandra Półtorak

poniedziałek, 11 kwietnia 2011

I'M SINGIN' IN THE RAIN CZYLI MOTYW DESZCZU W FILMIE

Wbrew pozorom, odpowiedni motyw deszczu wcale nie jest taki łatwy do odnalezienia w filmach, o nie.  Chodzi mi oczywiście o takie dzieła, w których deszcz staje się drugoplanowym bohaterem filmu: bez niego nie wyobrażamy sobie danej sceny. Nie zawsze musi porządnie lunąć, żeby zadowolić widza - czasem nawet taki kapuśniaczek tworzy nastrój. Rodzaj deszczu nie może być oczywiście przypadkowy. Z reguły są to z trudem wyselekcjonowane krople o odpowiednich rozmiarach i określonej prędkości m/s, którymi zajmuje się tzw. Schlauch Manager. Eric Roth, twórca scenariusza do Forresta Gumpa, postanowił nawet uhonorować wszystkich Schlauch Managerów świata, dając im prawie jednominutowe pole do popisu:

One day it started raining, and it didn't quit for four months. We been through every kind of rain there is. Little bitty stingin' rain... and big ol' fat rain. Rain that flew in sideways. And sometimes rain even seemed to come straight up from underneath. Shoot, it even rained at night...
(fragment monologu bohatera granego przez Toma Hanksa)

A tak na poważnie, to można spokojnie wymienić setki filmów, gdzie deszcz odgrywał mniej lub bardziej znaczącą rolę.  Wybrałam spośród nich pięć ( no dobra, sześć. Jeden to taki mały bonus na koniec :) moich ulubionych, deszczowych momentów. Oto i one:
  • Deszczowa piosenka (Singin' in the rain) - reż. Stanley Donen, Gene Kelly (1952r.)
  • Śniadanie u Tiffany'ego (Breakfast at Tiffany's) - reż. Blake Edwards (1961r.)
  • Spider-Man - reż. Sam Raimi (2002r.)
  • Skazani na Shawshank (The Shawshank Redemption) - reż. Frank Darabont (1994r.)
  • Król Lew (The Lion King) - reż. Rob Minkoff, Roger Allers (1994r.)
Na początek zajmę się trzecim w kolejności - Spider-Man w reżyserii Sama Raimi z Toby Maguire oraz Kirsten Dunst (nie mylić z kobietą o jednej minie, Kirsten Stewart) w rolach głównych.


 


Jak widać na załączonym obrazku, mamy do czynienia ze sceną miłosną. Można pokusić się stwierdzenie, że reżyser filmu, Sam Raimi, chciał podlizać się damskiej części publiczności, co mu nawet całkiem nieźle wyszło. Mary Jane, nieświadoma tego, kim jest jej wybawiciel, jest równocześnie zafascynowana jego osobą. Nie potrafię sobie inaczej wytłumaczyć faktu całowania gościa w masce, który strzela pajęczyną z nadgarstków. Mimo wszystko, scena jest naprawdę romantyczna w zupełnie inny, lecz bardzo ciekawy sposób. Bo przecież ile razy zostaliśmy na ekranie kina uświadczeni podobnym pocałunkiem?
Jeżeli chodzi natomiast o sam motyw deszczu, to jest to przykład tego, o czym pisałam na początku - są pewne momenty filmach, do których to zjawisko pasuje jak ulał i to jest właśnie jeden z nich. Nie wyobrażam sobie SUCHEJ Kirsten Dunst całującej się z wiszącym do góry nogami SUCHYM Spider-Manem - czegoś by zabrakło. Zatem tutaj razem z deszczem otrzymujemy sążną dawkę romantyzmu.
Ciekawostka: Podobna scena znalazła się w serialu The O.C. (w Polsce: Życie na fali). Seth, jeden z jego głównych bohaterów, jest maniakiem komiksów. Kiedy podczas ulewy psuje się antena, postanawia włożyć na głowę maskę Spider-Mana (którą najwyraźniej miał pod ręką) i udać się na dach. Jak łatwo się domyślić, mokra dachówka to nie najlepsza nawierzchnia do spacerów. Kiedy zwisa głową w dół, zaplątany w kable, niespodziewanie zjawia się Summer. Dalszy ciąg historii jest nam już znany właśnie z filmu o człowieku-pająku.




W następnym odcinku: Skazani na Shawshank.

Magda Kuberska

MOTYW UCIECZKI

Public Enemies/Wrogowie publiczni (2009) Michael Mann

 Życie może być samo w sobie ucieczką. Staje się wtedy ciężką i niekończącą się tułaczką. Tak w wielkim skrócie wygląda życiorys Johnego Dillingera - sławnego amerykańskiego gangstera z lat 30. Jednak sam Dillinger nie do końca tak uważa. Będąc pewnym siebie przystojnym mężczyzną nie boi się wymiaru sprawiedliwości. Przeprowadza zarówno coraz bardziej spektakularne napady na banki, jak i ucieczki z więzienia. Co więcej, zakochuje się i wtajemnicza w swoje życie uroczą Billie Frechett. Będzie ją, a zarazem jego to sporo kosztowało.



Wszystkim fanom będącym pod urokiem Johnego Deppa polecam ten film. Grając przestępce, bardzo złego przestępce niezwykle dobrze wczuwa się w rolę. Jest chytre spojrzenie, zadziorny uśmiech, "cwana gadka". Wisienką na szczycie tortu jest postać towarzyszki życia Dillingera, grana przez Marion Cotillard. Gra ona takiego nieco kopciuszka. Para idealnie pasuje do siebie na ekranie pomimo tego, że grają dwie kontrastowe role. Depp - groźny, niczego się nie bojący "łobuz", Cotillard - zapatrzona w niego szara myszka.


Czym jest ucieczka dla głównego bohatera? Jedyną szansą na przeżycie. Nie może mieć niczego na stałe. Przez ucieczkę traci adres, wygląd, kompanów, kobietę. Tego ostatniego tracić nie chce, ale za późno by coś zmienić. To co chce osiągnąć jest samo w sobie paradoksem. Chce uciec przed ucieczką.

bye bye blackbird - ten przewijający się utwór, chyba najlepiej oddaje relacje między parą głównych bohaterów i czar lat 30.


Karolina Kwiatkowska

niedziela, 10 kwietnia 2011

Motyw mody w filmach i serialach.

Typowo kobiecy motyw. To właśnie płeć piękna pożąda wszystkiego, co rozpoczyna się na literę "m". Mężczyźni, miłość, metki a przede wszystkim MODA. Lubimy się nią bawić, kochamy kreować swój styl, inspirując się strojami z wielkiego ekranu. Zwracamy często uwagę, w co ubrana jest nasza ulubiona bohaterka oraz którzy projektanci mody brali udział w doborze kreacji. Dlatego, moim zdaniem, warto przyjrzeć się i przeanalizować niektóre filmy i seriale, gdzie moda odgrywa główną rolę, m.in.:

1.      Sex and the City/ Seks w Wielkim Mieście (1998-2004; 2008) :
2.      Devil Wears Prada/ Diabeł Ubiera się u Prady (2006) :
3.      Gossip Girl/ Plotkara (pierwszy odc. 2007) :
4.      Skins/ Kumple (pierwszy odc. 2007) :
5.      Coco avast Chanel/ Coco Chanel (2009).


Na początku skupmy się na pierwszej pozycji. Seks w Wielkim Mieście to kultowy serial utworzony pod koniec lat 90 w Stanach Zjednoczonych, na podstawie książki Candace Bushnell. Wraz z popularnością historii czterech, niezależnych singielek, zaczęło rosnąć zamiłowanie do mody. Każda z głównych bohaterek prezentuje indywidualny styl, dzięki czemu fanki mogą odnaleźć w postaciach kawałek siebie.



Carrie Bradshaw, felietonistka gazety "New York Star", romantyczka stąpająca twardo po ziemi w niebotycznie wysokich szpilkach. Kocha modę, zdecydowanie z wzajemnością. Stosuje odważne kombinacje począwszy od błyszczących legginsów, poprzez kolorowe futra, kończąc na sukienkach w kształcie bezy. Jej fetyszem są buty. Posiada ich ogromną kolekcję, która jest ekwiwalentna do ceny apartamentowca w NYC.
Samantha Jones, właścicielka firmy PR, towarzyska, otwarta na nowe znajomości i doznania. Elegancka, klasyczna, seksowna w dobrym guście, kobieca i ponętna.
Miranda Hobbes, ceniona prawniczka, cyniczna i zrównoważona. Gustuje w garniturach i garsonkach. Nosi się bardzo oficjalnie i biznesowo. Z czasem zaczyna uwydatniać swoje walory i kobiecość.
Charlotte York, stale poszukująca mężczyzny- ideału. Stonowane sukienki, koszule zapięte pod samą szyję, rozkloszowane spódnice i nienaganna prostota. Tak można określić w paru słowach style jakie reprezentują główne bohaterki.
Podobnie jak nie wiadomo, co było pierwsze: jajko, czy kura, nie da określić się kto komu powinien zawdzięczać sukces: Twórcy serialu kreatorom mody, czy projektanci reżyserom. Manolo Blahnik, Dolce&Gabbana, Chanel, Prada, Jimmy Choo. Serial sprawił, że zwykli zjadacze chleba odkładają latami spore oszczędności, tylko po to, by zdobyć chociaż jeden mały dodatek, którejś z firm.
Po cichu było wiadomo, że to serial od parunastu lat wyznaczał trendy w świecie mody, dlatego marki z wyższej półki chętnie brały udział w tworzeniu kolejnych odcinków Seksu w Wielkim Mieście. Pełnometrażowy film, stworzony po ukończeniu serialu wszystkich w tym przekonaniu utwierdził. Stroje Carrie, Samanthy, Mirandy i Charlotte inspirowały kobiety na całym świecie. Szpilki stały się sacrum kobiecości a torebki i kapelusze wizytówką każdej trendsetterki. Mało kto jednak wie, że za stylizacjami bohaterek stoi Patricia Field, znana kostiumolog amerykańska, która miała duży udział w filmie "Diabeł Ubiera się u Prady" (ale o tym później). To właśnie ona zaczęła bawić się kolorami, dodatkami, mieszając style, tworząc nowe, odważne kombinacje (przykład: znany prawie wszystkim strój Carrie- elegancka, rozłożysta spódnica do ziemi, połączona ze zwykłym, krótkim T-shirtem).

           
Jak widać o Seksie w Wielkim Mieście mogłabym rozpisywać się w nieskończoność, aczkolwiek czekają mnie jeszcze inne doborowe filmy i seriale, warte analizy. Na koniec chciałabym Wam polecić parę linków związanych z SWWM. Oto i one:

http://www.hbo.com/sex-and-the-city



Pamela Otwinowska.

sobota, 9 kwietnia 2011

Motyw: nieszczęśliwa miłość.

Nieszczęśliwa miłość. Rzadko występująca we współczesnych filmach. Głównie każda z produkcji kończy się pocałunkiem zakochanej pary. I żyli długo i szczęśliwie, bla, bla, bla... Oklepane i przewidywalne. Po długich poszukiwaniach wybrałam pięć filmów nawiązujących do tego motywu:

1. Splendor in the Grass / Wiosenna bujność traw (1961);
2. Riding In Cars With Boys / Chłopaki mojego życia (2001);
3. (500) Days of Summer / 500 dni miłości (2009);
4. The Break-Up / Sztuka zrywania (2006);
5. A Walk to Remember / Szkoła uczuć (2002). 


Zacznę od pierwszego.
Przełączając kanały w tv straciłam nadzieję na obejrzenie czegokolwiek interesującego. Wszędzie same seriale. A to kryminalne, a to niekończące się tasiemce. "Zdradzałeś mnie z... Nie rozumiesz mnie kobieto... on ją zabił..." i tak w kółko.  Popcorn przygotowany, drink w ręce. Nic, tylko położyć się spać. Włączyłam TCM. O, dość ciekawy tytuł! Wiosenna bujność traw. Zostawię. Po kilku minutach całkowicie pochłonęła mnie fabuła. 
Akcja filmu rozgrywa się w małym amerykańskim miasteczku. Młody, bogaty i przystojny (ach!) Bud (Warren Beatty) zakochuje się w pięknej, pochodzącej z niższych sfer Wilmie (Natalie Wood, za tą rolę nominowana do Oscara). Z wzajemnością. Wszystko układa się cudownie, niestety, do czasu. Chłopak postanawia ożenić się z dziewczyną. Ich plany nie znajdują akceptacji u rodziców. Problem stanowi również to, że Wilma nie chce się oddać Budowi. Rozmawia na ten temat z ojcem, który radzi mu, aby zaczął spotykać się z innymi dziewczynami. Tak też robi (w tym momencie miałam ochotę go znokautować). Miłość zostaje zniszczona. Ukochana nie wytrzymuje psychicznie i trafia do zakładu psychiatrycznego.
Popcorn zjedzony. Paczka chusteczek zużyta. Dawno nie widziałam filmu o prawdziwej miłości. Świetna gra aktorska, zero sztuczności.Od początku utożsamiamy się z główną bohaterką, przeżywamy to, co ona. Do końca trzymający w napięciu, zaskakujący. Każda scena pocałunku subtelna i tak romantyczna, że chce się krzyknąć: "Ach!". Zachęcam do obejrzenia szczególnie tym, którzy są znudzeni współczesnymi komediami romantycznymi. Oraz do zapoznania się z biografią Natalie Wood, która była nieszczęśliwa nie tylko w filmie, ale także w życiu.


Patrycja Małko