wtorek, 3 maja 2011

Motyw ucieczki

Czy kiedykolwiek po wyjściu z kina mieliście w głowie milion pretensji do samego siebie, ale również jedno podstawowe pytanie - "dlaczego wybrałem ten film?!"

U większości odpowiedź będzie brzmiała "TAK". I dlatego chcę Was przestrzec. Przestrzec przed dziełem Johna Reque'a i Gleena Ficarra. Przestrzec przed filmem I Love You Phillip Morris!

 
Historia jest skomplikowana. Wszystko zaczyna się gdy Steven przyznaje się przed rodziną do swojej homoseksualnej natury. Jego życie zaczyna nabierać tempa. Miłość, oszustwa, pieniądze, rodzina, więzienie, miłość, oszustwa, rodzina, więzienie... Tak w dużym skrócie wygląda jego życie. Gdzie w tym wszystkim motyw ucieczki? Znaleźć go bardzo prosto - w powtarzających się ucieczkach (ale nie sposobach ich) z więzienia.

Długo zastanawiałam się jak ocenić produkcję, żeby nikt nie był pokrzywdzony. Jednak starania poszły na marne i niestety mogę powiedzieć tylko tyle - film jest... STRASZNY!!! I nie chodzi tu zupełnie o to, że opowiada o historii dwóch homoseksualistów. Cała otoczka życia Stevena i jego partnera jest przesadnie wyjaskrawiona. Ich zachowania, ciuchy, miny, gesty, dialogi. To wszystko samo w sobie wydaje się sztuczne i momentami naprawdę źle się to ogląda.

Jeśli chodzi o grę aktorską. Osobiście po obejrzeniu tego filmu można zacząć się bać Jima Careey'a. Przerażający uśmiech, obsceniczne stroje, pewność siebie w bliższych relacjach tworzą mieszankę wybuchową.
Odnośnie Ewana McGregora. Gra on cichego, spokojnego i bezbronnego romantyka, który czeka na mężczyznę zapewniąjacego dobrobyt i bezpieczeństwo. Konfrontacja McGregora z taką rolą jest eksperymentem udanym. Aktor wczuł się i męstwo wsadził w kieszeń.




Film polecam do obejrzenia wyłącznie ze względu na grę aktorską, ponieważ role te nie było proste do odegrania. Carrey i McGregor podołali zadaniu, choć od całej reszty można by wymagać nieco więcej.

Karolina Kwiatkowska